4.09.2012

Ursynalia 2012

Posta o Ursynaliach wypada zacząć od tego że w zasadzie byłem na walizkach i się przeprowadzałem a ruszałem w dzień swoich 21 urodzin to znaczy 31 maja czyli w zasadzie dzień wcześniej.





Wszystko zaczęło się o godzinie 21:00 pod dworcem w Poznaniu. W zasadzie jechałem na 1 dzień z powodów ciężkiej sytuacji finansowej więc moja wizyta tam ograniczyła się do wycieczki na Slayera i Limp Bizkit a szkoda bo kolejne dni też miały ciekawy line up no ale tak to bywa. Wszystko zaczęło się na dworcu Poznań Główny i zebraniu ekipy składającej się z 3 osób. Nowo poznanej koleżanki i poznanego przed Metallicą kolegi - pozdrawiam serdecznie żadne z nich tego nie czyta :). Udaliśmy się na piwko w parku przy stacji na Wildzie. Na Wildzie jak to na Wildzie zawszę coś się dzieje. Uznanie 2 najebanych mieszkańców Wildy to +5 punktów do dresiarstwa. Pogoda nie zachęcała ale była znośna. Tak poszło kilka piwek i na godzinę 2:coś poszliśmy  na pociąg w którym podróż minęła na spaniu. Cóż od 6 do 15 trzeba coś robić w Warszawie. Oprócz tego że warto się dostać na miejsce wcześniej to warto napomnieć, że każdemu zdarza się zgubić mimo, że od celu jest się oddalonym o 100m. Zdarza się najlepszym czyli mi też miało prawo się zdarzyć - zamiast w prawo skręcić w lewo. Ale wszystko ma swoje plusy. Zdecydowanie plenerowe piwko w Warszawie pod wiaduktem a nawet dwoma każdemu dobrze zrobi. Po obejściu dość sporego kółka w drugą stronę udało się dotrzeć na kampus. Pogoda nie rozpieszczała. Zimny wiatr trochę przeszkadzał ale było znośnie a nawet przyjemnie. Jeszcze trochę czekania na otwarcie bram i co? Gafa! Na scenie zaczyna grać Full Flavour z konkursu, który znany był mi z wcześniejszego koncertu, bardzo fajny zespół. Zespół zaczyna grać a co robi ochrona? Nie wpuszcza! Sytuacja powtarza się bo rok wcześniej dokładnie w ostatni dzień na pierwszym zespole dokładnie taka sama sytuacja. Cóż niemiłe słowa w stronę ochroniarzy nic nie daje - buraki tłumaczą się organizatorami. No cóż w takim razie organizatorzy dają dupy bo po chuj robią konkurs a później bramy otwierają po konkursowym zespole każąc zespołowi grać do nikogo? No pytam się na chuj?! No cóż wejście dopiero przed Tuff Enuff. Przyznam się szczerze że do  tej pory nie odrobiłem pracy domowej i nie zapoznałem się z zespołem. I też nie zapadło mi jakoś w pamieć. Tak to bywa. Po Tuff Enuff grało Sandaless i Noko. Noko mnie nie zachwyciło ale później na Jarocinie wypadło na plus. Nie wiem dlaczego - być może forma prowadzenia dialogu ze sceny - nie wiem. Sandaless raczej na 0. I tu dochodzimy do pewnego rodzaju niespodzianki albo wprowadzenia do niespodzianki rozpoczęła się dobra seria zapoczątkowana Ametrią. Kawał dobrej muzyki poleciał ze sceny i zaczęła się dobra passa. Ametria zaszokowała - mimo że 30 minut to jednak zapadła w pamięć ale prawdziwy szok dopiero nastąpił. Na scenie pojawiło się Lipali. Cóż. Nie znałem ale poznałem. Poznałem w fantastycznej odsłonie, zespół został w głowie - zdecydowanie moje prywatne odkrycie. Utwory które zagrali brzmią na żywo po prostu genialnie. Jest ta iskierka chodź wtedy jeszcze nie wiedziałem na czym polega potęga Illusion ale o tym przy okazji Jarocina. No cóż Lipali skopało mi tyłek i to co usłyszałem w mojej głowie siedziało przez kilka kolejnych dni. Następnie na festiwalu w Warszawie miała pojawić się Luxtorpeda dobrze już znana. No cóż jak to porządna torpeda. Rozkręciła i myślę że rozgrzała towarzystwo przed SLAYEREM KURWA! bardzo dobrze. Wszyscy zdołali się rozgrzać do czerwoności i nakręcić w dobry nastrój :) Ściana  co chwilę - za to można kochać Ursynalia - ludzie w pogo wiedzą o co chodzi a poguje większość przodu. I nie ma barierek przez środek zony pod sceną. Kilka ciepłych słów o Slayerze ze sceny jeszcze mocniej podgrzało towarzystwo. No i nastała chwila na którą większość czekała bo druga większość czekała na Limp Bizkit a trzecia większość czekała na obydwa zespoły. Slayer wszedł i pozamiatał towarzystwo. Wszechobecne napierdalanie się każdego z każdym zmuszało do pewnych refleksji unik czy napierdalanka? No i tak przez 1 godzinę 20 minut (które zleciało zdecydowanie za szybko) trwała krwawa rzeźnia pod sceną. Było Dead Skin Mask - czyli można umierać, klasyki takie jak Angel of Death, South of Heaven i wiele innych. Ogólnie festiwalowy zestaw tego co wszyscy dobrze znają. Po Slayerze chwila odpoczynku zwycięzca konkursu czyli Chassis. Słuchałem 1 uchem oczekując na drugich gwiazdorów wieczoru. Po 1 koncercie na którym byłem a 2 LB w PL czyli w Stodole stwierdziłem że koniecznie muszę jechać na następny. Dostałem następny to i przyjechałem. W prawdzie nie w oryginalnym składzie bo DJ się zmienił to jednak z tą samą energią i niepowtarzalnością Freda i Wesa zespół skopał tyłki. Wydaje mi się ale nie pamiętam już tego dokładnie ale zagrali chyba krócej niż to było w planach. Zagrali z nowej płyty kilka numerów - Shotgun, Gold Cobra - świetna płyta - były klasyki Rollin, Take a Look Around, Hot Dog, Break Stuff - kapitalny set. W miedzy czasie trzeba było przerywać koncert bo chętnych do przybicia piątki Fredowi było więcej niż przewidzianego miejsca, zrobił się tłok i trzeba było wynosić ludzi którzy pomdleli a w zasadzie trafił się tylko 1 taki delikwent. Fred się wkurzył i tyle go widzieliśmy w publice. Tym sposobem zakończył się 1 dzień Ursynaliów pierwszy i w moim wykonaniu jedyny. Szkoda kolejnymi dniami miało wystąpić wiele ciekawych zespołów: Hunter, Illusion, My Riot, Gojira, Mastodon, Jelonek, Oedipus no ale cóż wszystko w swoim czasie. Po tym grupa 3 osobowa udała się na dworzec centralny przeczekać do 5 na pociąg. Trafiliśmy na dobre miejsce do posiedzenia wsiedliśmy do pociągu i wróciliśmy do Poznania. A ja z racji tego że przez 2 tygodnie w Poznaniu byłem bezdomny wróciłem jeszcze do Szczecinka. Podsumowując. Na pewno największym odkryciem było Lipali - bezdyskusyjnie. Gdy ogłaszano gwiazdy Ursynalii wiedziałem że co by się nie stało na Limp Bizkit i Slayera muszę jechać. Na szczęście dobroduszność organizatorów sprawiła, że te koncerty odbyły się tego samego dnia. Ursynalia w 2013 to konieczny punkt na mapie festiwali do odwiedzenia. Co by się nie działo trzeba tam wrócić w glorii i chwale na 3 dni. Jakieś typy zespołów na przyszły rok które mogłyby się pojawić - na pewno Deftones którego koncert mi uciekł a chciałbym zobaczyć, na pewno plejada polskich zespołów z tradycyjnym już Jelonkiem na czele. Organizatorzy na pewno się postarają i wierzę że dobiorą ciekawy set na 2013 rok. data jest już znana 31 maja - 2 czerwca a zatem 1 dzień w 22 urodziny. Genialne połączenie. A co  w kolejnym odcinku? W kolejnym odcinku 1 dniowy wypad na Orange Warsaw Festiwal i Linkin Park po raz drugi w Polsce. Do przeczytania.

1 komentarz:

  1. "Pogoda nie rozpieszczała. Zimny wiatr trochę przeszkadzał ale było znośnie a nawet przyjemnie." PRZYJEMNIE ? Ja tam ubrałam się na opcję "letnia ja" i przyjemnie zdecydowanie nie było :P Całe szczęście atmosfera była gorąca- chociaż ona :D

    OdpowiedzUsuń